Z dyrektorem Wiendlochą wiąże się nieznana szerzej mieszkańcom historia. Za basenem 'Ruda', w lesie pomiędzy ulicami Gliwicką i Wielopolską, znajduje się cmentarz pacjentów szpitala psychiatrycznego. To kilkaset metrów od zabudowań kompleksu lecznicy. To miejsce w środku lasu co roku przy okazji 1 listopada licznie odwiedzają rybniczanie. Przyciąga ciekawość i tajemniczość tego miejsca. Mogiły są oznaczone niewielkimi betonowymi znacznikami z numerem, zaledwie kilka lub kilkanaście nagrobków ma imienne tablice, z których można odczytać, kto tam spoczywa. Jeden z nich należy do czteroletniego Józinka. Jak on się tam znalazł, skoro w rybnickich psychiatryku nie zajmowano się dziećmi?
Zagadkę wyjaśniła badaczka rybnickiej historii Małgorzata Płoszaj. Grób miał związek z jednym z dyrektorów lecznicy. Na wstępie należy wyjaśnić, dlaczego pacjenci mają bezimienne groby. Betonowe tabliczki z numerkami wynikały z tego, że osoba chora psychicznie była w ówczesnych czasach powodem do wstydu. Dlatego niewiele grobów jest regularnych, z imieniem i nazwiskiem.
Małgorzata Płoszaj o historii Józinka dowiedziała się zupełnie przez przypadek, szukając śladów innej zagadki w starych, przedwojennych gazetach. 'Za okazane nam tak liczne dowody współczucia z powodu śmierci naszego synka Józika (...). Bóg zapłać' - można było przeczytać w jednym z wydań lokalnej prasy we wrześniu 1932 roku.
Pod podziękowaniami podpisała się rodzina Wiendlochów. Dlaczego ten niewielki wycinek gazety wyjaśnia to, czemu na cmentarzu psychiatryka, w regularnym i imiennym grobie spoczywa Józinek? Michał Wiendlocha przez kilkanaście lat był dyrektorem szpitala psychiatrycznego w Rybniku.
Wiendlocha był piątym z kolei dyrektorem rybnickiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych, który oddano do użytku po czterech latach budowy w 1886 roku. Lecznicą kierował przez 17 lat. Nie pochodził z Rybnika, ale z okolic Kluczborka. Zawsze kierował się propolską postawą. Za to też został wyrzucony z gimnazjum w Kluczborku, przez co edukację na tym etapie musiał kontynuować w Jeleniej Górze. W Wielkiej Wojnie walczył armii Kajzera. Został ranny w czasie walk, ale przeżył, wrócił na Śląsk i opuścił armię. Walczył w III powstaniu śląskim w okolicach Tarnowskich Gór. Po podziale Górnego Śląska trafił do Rybnika. Tutaj został dyrektorem Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych.
Co ciekawe, to m.in. jemu zawdzięczamy bardzo zielone otoczenie lecznicy. Wychodził z założenia, że teren ten ma być przyjazny, i nakazał obsadzanie sąsiedztwa - na tamte czasy - egzotycznymi kwiatami i krzewami. Wymyśli też ptakoterapię, podczas której pacjenci spędzali czas ze śpiewającymi ptakami, ale ten pomysł ostatecznie się nie przyjął.
- Pełnił swoją funkcję do 1939 roku, czyli do wybuchu II wojny światowej. Krótko przed jej rozpoczęciem, przewidując, co się może stać, wypłacił pracownikom psychiatryka trzy pensje naprzód. Wiedział, że ludzie w trudnym okresie będą potrzebować pieniędzy - usłyszeli rybniczanie od Małgorzaty Płoszaj podczas ostatniego historycznego spaceru w Rybniku.
Wiendlocha już w listopadzie 1939 roku został zatrzymany przez Gestapo. Był przetrzymany w kilku więzieniach, w bardzo trudnych warunkach. Później było jeszcze gorzej, bo trafił do Konzentrationslager Sachsenhausen, niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego niedaleko Berlina. Na szczęście przeżył wojnę, ale do Rybnika nie wrócił. Jednak nie porzucił psychiatrii. Zakładał oddziały i przychodnie psychiatryczne na Górnym Śląsku. Był zasłużonym psychiatrą, uczył wielu adeptów. Zmarł w wieku 75 lat.
Wszystkie komentarze